Rzeszów, spontan i… Monika

Plan na weekend był prosty: wyjazd z kumplem, trochę oddechu od codzienności, naładowanie baterii przed końcówką roku. Jak to bywa – plan zmienił się szybciej, niż zdążyłem się spakować. Kolega kilka dni przed wyjazdem odpadł z gry. Rezerwacja już opłacona, więc zamiast wracać pieniądze, pomyślałem:

„A może zrobić coś fajnego z tego weekendu?”

Tak zrodził się pomysł na… sesję. Mieszkanie z portalu wyglądało całkiem obiecująco (no dobra, zdjęcia były lepsze niż rzeczywistość 😅), więc wrzuciłem post na lokalną grupę TFP z hasłem: „Totalny spontan, kto chętny?” Zgłosiła się Monika. Wymieniliśmy parę inspiracji, ustaliliśmy makijaż, stylizacje (no dobra, finalnie była jedna – ale jaka! 😁) i w sobotni poranek ruszyliśmy działać. Koncepcja była jasna: klimat leniwego poranka po szalonej nocy.

Tylko że życie – wiadomo – lubi dorzucić swoje trzy grosze.

Pochmurno, sprzęt się buntował. A to lampa na tarasie nie współpracowała (chyba pancerne szyby blokowały sygnał 🤣) albo tethering rwał się jak liście na wietrze.

Ale… daliśmy radę. I to jak! Oczywiście, były małe „smaczki”: czajnik w kadrze (którego potem przestawiłem), krzesła wchodzące w ujęcia, jakieś elementy zza pleców Moniki… Ale szczerze? Monika była zachwycona zdjęciami. Powiedziała, że aż się nie spodziewała takich efektów. I to jest dla mnie najważniejsze. Jej radość > perfekcyjnie poukładane tło.

Od strony technicznej:

Błysk: GlareOne Vega 400 z parasolką srebrną 165 cm + dyfuzor, kontra – biała blenda 180×120. W niektórych ujęciach kontra szła z drugiej lampy GlareOne + Octa 120 cm. Aparat: Nikon D750 + Sigma ART 50 mm 1.4.